– Nie mogę się zdecydować o czym mówić w szkole – smucił się Krzyś. – Mam opowiedzieć kim chciałbym być w przyszłości. I jaki chciałbym być.
– Chciałeś być astronautą… – przypomniał sobie Tata.
– Ale już chyba nie chcę – zawahał się Krzyś. – Chyba już sam nie wiem czego chcę – dodał i smutno zwiesił głowę. – chciałbym być i piłkarzem i astronautą i malarzem i pisarzem i … mam tysiąc pomysłów. Ale nie wiem co wybrać.
– Jesteś zagubiony jak zeszyt pewnego chłopca – zaśmiał się Tata.
– Zeszyt?
– Oj narobił on niezłego bigosu…
Na zakurzonej półce w małym sklepie leżał sobie pewnego dnia zeszyt w kratkę. Miał sześćdziesiąt kartek, zieloną okładkę i niczym specjalnym nie wyróżniał się spośród reszty leżących na półce zeszytów. Może tylko tym, że miał na okładce w górnym lewym rogu małą kropkę. Ale kto by tam zważał na jakieś kropki. Ot zeszyt jakich wiele. Tak więc pewien chłopiec o imieniu Jacek kupił go nie zważając na szczegóły, bo właśnie rozpoczynał się nowy rok szkolny i jak nam wszystkim wiadomo – zeszyty są wtedy bardzo potrzebne. Kupując go Jacek pomyślał, że zielony to kolor nadziei, i że będzie to doskonały zeszyt do matematyki.
Już na pierwszej lekcji miał wrażenie, że zeszyt jest jakiś dziwny.
– Ale jak to? – zapytacie.
Nie wiem jak mam to wytłumaczyć, bo nawet sam Jacek do końca nie wiedział o co chodzi. Miał dziwne wrażenie, gdy zapisywał działania, że zeszyt jest na niego obrażony, że coś mu nie pasuje, że może ma o coś pretensje…
– Chyba mam gorączkę – pomyślał chłopiec i nawet dotknął dłonią czoła ale było chłodne jak zawsze. Przewrócił nawet kilka kartek w zeszycie, ale wszystko wydawało się być w porządku.
I tak minęło kilka dni.
Pewnego dnia, na lekcji matematyki nauczyciel kazał położyć zeszyty na rogu ławek. Uczniowie przerażeni załamali ręce, bo myśleli, że za moment będą pisać niezapowiedzianą kartkówkę, ale na szczęście pan chciał tylko sprawdzić, czy wszyscy mają pracę domową.
Gdy wziął zeszyt Jacka do ręki, spojrzał na niego dziwnie.
– Hmmmm – zamruczał. – Hmmm…
Chłopiec siedział zdziwiony. Był pewien, że dobrze rozwiązał zadanie, sprawdził wczoraj nawet wynik.
– Czy coś się stało? – zapytał zdziwiony. – Źle rozwiązałem zadanie?
– Nie, zadanie nie, ale… – nauczyciel spojrzał na niego dziwnie. – Wolałbym, żebyś do matematyki miał zeszyt w kratkę, a nie w trzy linie.
Klasa gruchnęła śmiechem.
– Nauczyciel oszalał! – pomyślał Jacek, ale gdy wziął zeszyt z ręki nauczyciela okazało się, że ma on stuprocentową rację. Zeszyt był w trzy linie. Kratki zniknęły.
– To niemożliwe – wyjąkał chłopiec, ale nauczyciel poszedł już dalej.
Jacek nie wiedział co się stało. Przysiągłby, że wcześniej pisał zadania w zeszycie w kratkę. Ale teraz… sam już nie był pewien.
W domu wyrwał wszystkie kartki (na szczęście był to początek roku i było ich niewiele)
i przepisał wszystko do innego zeszytu. Pomyślał, że ten wykorzysta jako brudnopis.
Następnego dnia zapomniał zeszytu do angielskiego. Pani chorowała, więc tak naprawdę była to pierwsza lekcja – tzw. organizacyjna. Otworzył swój zeszyt w trzy linie, aby coś zanotować i… wstał przerażony.
– Tak? – zapytała pani. – Czy chcesz o coś zapytać?
– Nic, nic – wyjąkał Jacek i usiadł na miejsce.
Przed nim leżał zeszyt w linię. Jedną linię. Taki typowy zeszyt, jaki kupujemy do języka polskiego w starszych klasach.
Jacek obejrzał dokładnie zeszyt – był to na pewno ten sam, który wcześniej był zeszytem w kratkę a później w trzy linie.
Reszta lekcji minęła Jackowi bardzo szybko. Nie wiedział nawet czy zapisał wszystko to,
co kazała nauczycielka, bowiem nie mógł się skupić.
Wieczorem w domu otworzył ponownie zeszyt. Miał w nim zapisany temat z angielskiego i kilka uwag organizacyjnych.
– Dlaczego tak się zmieniasz? – zapytał Jacek raczej kierując przy tym pytaniu wzrok na biurko zamiast na zeszyt, bo rozmowa z zeszytem wydawała mu się nieprawdopodobna
i zdawała się szaleństwem.
Zeszyt milczał, jak to zeszyty mają w zwyczaju.
– Zobaczymy co będzie jutro – powiedział już pewniej na głos.
Na drugi dzień również był angielski. Jacek zabrał więc zeszyt na kolejną lekcję.
Już nawet za bardzo się nie zdziwił, gdy okazało się, że zamiast jednej linii zeszyt był gładki. Idealny na lekcję biologii.
Na biologii zaś okazało się, że otworzony zeszyt najlepiej nadawałby się do zapisywania nut, bowiem zdobiła go przepiękna i równa pięciolinia.
– Co ten zeszyt wyprawia? – zastanawiał się Jacek wieczorem i bardzo długo nie mógł zasnąć.
Zdenerwowany przestał w końcu nosić go do szkoły, ale codziennie z ciekawości do niego zaglądał. I zeszyt codziennie był inny. Jednego wieczoru zamienił się nawet w zeszyt
w kropki.
Tak minęło kilka kolejnych dni.
Pewnego niedzielnego poranka Jacek znów zajrzał do zeszytu. Na pierwszej stronie pięknym starannym pismem było napisane:
„Przepraszam za zamieszanie, ale zupełnie nie mogłem się zdecydować jaki chcę być. Musiałem spróbować wszystkiego, aby dowiedzieć się z jakimi przedmiotami czułbym się najlepiej. Spróbowałem i już teraz wiem kim chcę zostać.
Pozdrawiam. Twój zeszyt.”
Oto koniec opowieści.
Nie powiem ci jakim w końcu stał się zeszyt, i co w nim zapisywał Jacek. Powiem tylko, że dzięki niemu bardzo polubił pewne lekcje do tego stopnia, że wpłynęły one na jego przyszłość. Dzisiaj jest muzykiem i gra na skrzypcach w orkiestrze.
I tak już wiesz. Prawda?
– Czy to oznacza, że mam próbować różnych rzeczy? – spytał Krzyś wysłuchawszy opowieści.
– Oczywiście. Nie musisz już dzisiaj wiedzieć kim chcesz być. Możesz się wahać – odpowiedział Tata.
– Tak też powiem w klasie, że mam różne pomysły na siebie, ale jeszcze się nie zdecydowałem kim chcę być i jaki, bo potrzebuję jeszcze trochę czasu aby siebie poznać.
– Spróbuj rysować, graj w piłkę, obserwuj gwiazdy – powiedział Tata. – zobacz co cię najbardziej interesuje.
– A pewnego dnia będę wiedział?
– Z całą pewnością. Tak jak zeszyt – uśmiechnął się Tata i pogłaskał synka po potarganej grzywce.