WALKA O LIŚĆ

– Strasznie się kłócimy w klasie – powiedział Krzyś w niedzielny poranek. – O rybki.

– O te, które stoją w waszej szkole na korytarzu, a którymi się miałeś opiekować przez trzy tygodnie? – spytała Mama.

– Tak, ale nie tylko ja chcę się nimi opiekować – powiedział smutny chłopiec. – Oprócz mnie chce je jeszcze karmić Paweł i Kasia. 

– I kto ustąpi? – zapytała z zaciekawieniem Mama? 

– Chyba nikt – zasmucił się Krzyś. – Pani powiedziała, że jak nie dojdziemy do porozumienia, to zaopiekuje się nimi Iza. Bo jak nie umiemy się dogadać, to żadne z nas nie będzie się nimi zajmować. 

– Czasem warto ustąpić – powiedziała Mama. – Bo przy takiej kłótni tracą wszyscy, którzy się kłócą. 

– Jak to?

– Właśnie tak:

Na skraju leśnej polany, tuż przy niewielkim lasku rósł sobie liść Łopianu. Nieduży. Bo i sam Łopian był jeszcze malutki. 

Widziałeś kiedyś Łopian? To roślina o mięsistych łodygach i liściach w kształcie serca. Bywa duża. Rośnie nawet do 2 metrów, ale jak już wcześniej powiedziano ten Łopian był jeszcze całkiem malutki. Zupełnie niedawno pojawił się na świecie i dopiero go poznawał. 

Spoglądał więc sobie z radością na słońce i pił kropelki orzeźwiającego deszczu wyciągając swój jedyny listek ku górze. Tuż nad nim zbierały się właśnie wiosenne chmurki.

– Chyba popada – powiedział Łopian do rosnącej w pobliżu Jeżyny. – To dobrze, bo już bardzo chce mi się pić. 

Właśnie spadały pierwsze krople deszczu, gdy pod jego listkiem schronił się mały Motylek. 

– Pozwolisz, że przeczekam – powiedział. – Nie mogę zmoczyć skrzydełek. Deszcz mógłby im zaszkodzić. 

– Nie mam nic przeciwko…- zaczął Łopian, gdy nagle pod tym samym listkiem pojawiła się nie wiadomo skąd Ćma.

– Przeczekam tu – powiedziała i stanęła obok Motylka. 

– O przepraszam – zaczął Motyl – ale to moje miejsce.

– Tak? – zdziwiła się Ćma. – A ja myślałam, że moje. Widziałam liść zanim tu przyszedłeś!

Motylek nie zdążył odpowiedzieć, gdy zza łodygi wyłoniła się Ważka. 

– Drodzy Państwo – powiedziała. – Mam złą wiadomość. Liść jest mój. Jestem tu od kilku minut.

– Nie ma mowy – powiedział Motylek. – Proszę stąd wyjść. I to natychmiast!

– A w życiu! – krzyknęła Ważka. – To ty się wynoś!

– Nie znoszę was – Ćma była również rozgniewana – wyłaźcie spod mojego liścia!!!

I zaczęły się bić. 

Ważka potargała czułki Motylkowi i strzepała pyłek ze skrzydełek Ćmy. Ta nie była dłużna. Wypchnęła Ważkę na deszcz przy okazji gniotąc jej skrzydełko. 

– Ach ty ! – krzyknęła Ważka i w szale rzuciła się tym razem na Motylka. – Wynoście się stąd!

I ze złości zdrapała mu dwie kropeczki na skrzydełku. 

Tak się biły i szarpały, że wszystkie trzy wylądowały na deszczu strasznie moknąc.
W końcu wyglądały już nie jak Ważka, Ćma i Motylek, ale jak trzy mokre nieszczęścia.

Deszczyk przeszedł, a one jeszcze przez długi czas suszyły swoje skrzydełka doprowadzając się do porządku. W końcu obrażone odleciały. 

Każda w swoją stronę.

A przecież liść Łopianu, choć jeszcze malutki, bez problemu pomieściłby je wszystkie trzy. 

– Mogły przeczekać deszczyk w spokoju i zgodzie. Wystarczyło tylko podzielić się odrobiną miejsca – pomyślał Łopian otrzepując listek z kropel deszczu.

– Nierozsądne owady. Kłócąc się same sobie zaszkodziły – zaśmiał się Krzyś. – Ojej… – dodał po chwili.

– Tak? – spytała Mama.

– My robimy tak samo – powiedział. –  Paweł, Kasia i ja. Jesteśmy jak te trzy owady. Kłócimy się niepotrzebnie, bo zobacz…

Krzyś aż wstał z krzesła.

– Możemy się podzielić. Każde z nas zaopiekuje się rybkami przez tydzień. Tydzień ja. Tydzień Paweł, a potem Kasia. Albo odwrotnie. Możemy ciągnąć losy!

– Myślę, że Pani będzie z was dumna – powiedziała Mama – To bardzo mądre rozwiązanie. 

error: :-)